Konkurs literacki „Światu potrzeba umysłów różnego rodzaju”
13 listopada 2014 r. na Uniwersytecie Jana Kochanowskiego w Kielcach odbyła się uroczysta gala Ogólnopolskiego Konkursu Literackiego „Światu potrzeba umysłów różnego rodzaju”. Nadesłano 20 prac konkursowych, spośród których wybrano 15 i włączono do antologii pokonkursowej. W konkursie udział wzięły dwie osoby z „Niebieskiego Skarbu”: Ewa Krzemińska ”Niegrzeczny zespół” i Bożena Domarus „Świat różnobarwnego motyla”. Ta ostatnia na gali pojawiła się osobiście. Choć naszym paniom nie udało się zdobyć żadnego z zaszczytnych miejsc ich konkursowe prace możemy przeczytać w wydanej w formie książki antologii tekstów pokonkursowych i na www.niebieskiskarb.pl Gratulujemy wszystkim autorom i zapraszamy do lektury prac naszych koleżanek.
Organizatorami konkursu byli: Stowarzyszenie na Rzecz Osób z Autyzmem i Zaburzeniami Pokrewnymi Otwórzmy Świat ze Starachowic oraz Instytut Filologii Polskiej Uniwersytetu Jana Kochanowskiego w Kielcach.
Konkurs został zainspirowany przez Światowy Dzień Świadomości Autyzmu, miał na celu zwrócenie uwagi na sposoby poznawania i kreowania świata przez osoby ze spektrum autyzmu. Kierowany do osób, które mają doświadczenie w przebywaniu lub terapii z osobami autystycznymi.
Wyniki konkursu:
I miejsce:
Bożena Chrostowska (Olsztyn) – Kilka obrazów z życia Pana Ka
II miejsce:
Bogusława Budna (Olsztyn) – Kiedyś byłem dorosłym mężczyzną
III miejsce:
Anna Piliszewska (Wieliczka) – Teleologia barw
„Niegrzeczny zespół” (Ewa Krzemińska)
z narodzeniem Krzysia było tak zwyczajnie lipcowo upalnie i stała się tajemnica objawiona kilka kalendarzy później
Dzisiaj Krzyś miał gorszy dzień. Zaczęła się szkoła. Słowo zakazane w czasie wakacji. Wróciła matematyka. Policzyć coś w pamięci. Pierwszy przykład. Uff. Drugi przykład. Jakoś. A potem jest już tylko gorzej. Wulgaryzmy, krzyki, nienawiść do całego świata i przekonanie, że jest się najgorszym. Niech wybuchnie III wojna światowa! Drze się w ogródku. Tak. Wojna rozwiązałaby częściowo problem Krzysia. Języki obce to co innego. Bułka z masłem. Oj. Krzysiek nie użyłby takiego wyrażenia. Zbyt abstrakcyjne. Zresztą teraz nienawidzi masła. Wyczuwa w nim jakieś konserwanty czy coś. Boże, jaki on jest trudny z tym swoim jedzeniem – niejedzeniem. Ciociu, mogę do was na noc? Pewnie, Krzysiu. No tak. I jak zawsze na paluszkach będę robić mu jedzenie. Trzeba łączyć ze sobą określone składniki. Nie wolno się pomylić. Bo nie zje. I zapachy bywają drażniące. Twój gulasz śmierdzi. Siostrzeniec nie przebiera w słowach. Rozumiem. Rozumiem też, że kiedyś chował się do kosza z brudnym praniem, bo nie mógł znieść zapachu pizzy. Dziś już nie mieści się w tym koszu, a pizza należy do dań jadalnych. Taki asperger. Zmienny, nieprzewidywalny, zmysły w rozsypce. A pościel miała kolce. Nie było mowy o spaniu. A jazda na rowerze groziła śmiercią. Metki od mięciutkich bluzek do dziś są jak włosiennica. Trzeba obcinać. Okulary przeciwsłoneczne i kominiarki dają poczucie bezpieczeństwa. I nieważne, że nikt nie nosi kominiarki w kwietniu, gdy robi się naprawdę ciepło. Taka jest wiosna Krzysia. Osobista. Indywidualna. Czasem zakłada jeszcze narciarskie rękawice. Pełna izolacja od tego dziwnego świata.
a matka krzysia wcale nie boska nad talerzem rosołu traci co tydzień wiarę i nadzieję
Krzyś pije miętową herbatkę. Patrzę na niego i zastanawiam się, jaki by był bez swojego zespołu. Zastanawiam się tylko przez chwilę. Zapach mięty wypełnia kuchnię. Mój siostrzeniec jest genialny. Całkowicie prawdziwy w swej szczerości. Łamie zasady, nie interesuje go, co ludzie pomyślą. Jest wolny w swym ograniczeniu. Puszystej pani w sklepie powiedział, że powinna schudnąć. Wielu miało to zapewne na końcu języka. Bez skrupułów poprawił nauczycielkę w szkole, wyjaśniając różnicę między reklamą a ogłoszeniem społecznym. Czujny uczeń. W kolejce do kasy nie marnuje czasu. Układa towar niedbale rozrzucony na półkach. U fryzjera wytrzymuje buczenie suszarki. Wykorzystuje moment ciszy, by zauważyć, że śmierdzi tam pierdziochami. Pije święconą wodę z misy ustawionej przy drzwiach kościoła i leży na ławce gdy trzeba klękać. Taka msza. Taka modlitwa Krzysia. A ludzie patrzą. Nadziwić się nie mogą, że taki duży i niewychowany.
ojciec krzysia któremu daleko do świętego józefa chodzi codziennie rąbać drewno
A przecież Pan Bóg kocha Krzyśka. Dał mu wspaniałych rodziców i młodszego brata. Mój pisklaczek – czasem ściska Wiktora trochę za mocno. Dał mu talent do języków. I kuzyna, z którym można o wszystkim pogadać. Postawił na jego drodze kilku mądrych, dobrych ludzi. A tych obłudnych, nieszczerych, powierzchownych, zażenowanych pierdziochem, zakłopotanych wolnością słowa, ograniczonych otwartością umysłów… Niech ich wszystkich Krzysztof uczy. Tolerancji, cierpliwości, zrozumienia, miłości. Jest w tym przecież doskonały.
jak dobrze krzysiu że nie rozumiesz tego świata na opak że nie zostaniesz królem sobotniej dyskoteki że nie poznasz wrednej samotności bo zawsze będzie ci towarzyszył fałszywie na nerwach grający ten przeklęty zespół aspergera
„Świat różnobarwnego motyla” (Bożena Domarus)
Gdzieś na świecie jest chłopiec, który na pozór wygląda jak zwyczajny siedmioletni chłopiec. Brą-zowe włosy, duże, niebieskie oczy, bystre, mądre i piękne spojrzenie oraz twarz pokryta wielkim uśmiechem. Chłopiec ten lubi ludzi, jest wobec nich ufny i otwarty. Cechuje go ciągły pośpiech, wszystko, co robi, robi szybko, lubi być w ruchu i widać, że potrzebuje wielu wrażeń jednocześnie. Mieszka w zwyczajnym domu ze zwyczajną rodziną.
Nikt nie wie, że jest on chłopcem wyjątkowym. Czasami można odnieść wrażenie, że jest z pogranicza jawy i snu. Niektórzy mówią, że jest „inny” lub „dziwny”. Odmienność przecież nie jest ni-czym złym. Ludzie boją się odmienności, ale to właśnie odmienność jest ciekawa, głównie dlatego, że inna. Można powiedzieć, że ten chłopiec jest indywidualistą. Jest w nim coś, co odróżnia go od innych chłopców. Jego spojrzenie jest trochę puste, jakby nieobecne, a słowa, których używa są bardzo wyszukane, nawet bardziej dorosłe niż dziecięce. Na przykład, gdy ktoś go zdenerwuje, mówi, że jest poirytowany, lub gdy nie podoba mu się jakaś propozycja mówi: To jest absurdalny pomysł! Wyobrażacie sobie chłopca, który mówi do swojego kolegi: Nie irytuj się!
Największą jego pasją jest zamiłowanie do liczb. Posługuje się nimi tak naturalnie, że można odnieść wrażenie jakby urodził się ze zdolnością do używania ich. Jako trzylatek potrafił liczyć do stu, a ostatnio pytał ile zer ma trylion? Liczy jedynkami, dwójkami, trójkami, czwórkami, piątkami do 1000, liczy wspak i na wiele jeszcze sposobów, świetnie się przy tym bawiąc. Liczby widzi wszędzie i są dla niego bardzo ważne, nawet ważniejsze niż ludzie. Zna numery miejsc, do których chodzi, w których mieszkają jego koledzy, zna daty ich urodzenia, numery rejestracyjne samochodów ich rodziców. Jako przedszkolak rozpoznawał dzieci po numerach butów. Było to dość zabawne, kiedy mówił: Bawiłem się dziś z Olą, która ma buty z numerem 25. Coś jest w tych jego liczbach i numerach, w dzisiejszym świecie każdy z nas jest jakimś numerem, np. numerem PESEL, NIP, numerem klienta w różnych instytucjach, numerem sprawy, itd. Świat liczb jest przecież nieskończony.
Podobnie jak liczenie szybko opanował czytanie. Jako pięciolatek czytał swojej mamie bajki i robi to do dziś. Świat książek też jest dla niego bardzo ważny. Pozwala mu się przenieść do innej rzeczywistości, choć właściwie nie wiadomo jaka jest jego rzeczywistość. Czasami można odnieść wrażenie, jakby zatracał granice między fikcją, a rzeczywistością. Lubi naśladować swoich ulubionych bohaterów i nie wiadomo, jak on to robi, ale często wyciąga z ich wypowiedzi to, co brzydkie i złe. Nawet z bardzo pozytywnej, grzecznej opowieści on wyciągnie takie wyrazy, które nakłaniają do zastanowienia się, czy aby na pewno dziecko powinno używać takich słów.
Jego upodobanie do jedzenia jest również dość osobliwe. Nie preferuje czerwonego jedzenia, przekreśla je od razu ze względu na kolor, za to uwielbia brązowy kolor i czekoladę, bo czekolada jest brązowego koloru i dwuznak „cz”, bo na „cz” zaczyna się czekolada. Jego rozmowa z tatą na temat jedzenia owoców i warzyw wyglądała następująco:
– Kochanie, zjesz jabłuszko?- pyta tata.
– Nie, nie lubię jabłek.
– To może ogórka?
– Ogórków też nie lubię.
– Zjedz gruszkę.
– O feee! Nie będę tego jadł.
– Synku trzeba jeść dużo owoców i warzyw bo są bardzo zdrowe. Dzięki nim będziesz zdrowy i będziesz miał dużo siły.
– Ale ja jem dużo owoców! Mogę zjeść 18 bananów!
I na tym rozmowa się skończyła, bo tacie zabrakło argumentów, pewnie jeszcze nie raz do niej po-wrócą, a póki co chłopiec zamiast jeść zdrowe owoce i warzywa pije zdrowe soki, oczywiście nie czerwone.
Bardzo duży wpływ na jego postrzeganie świata ma reklama. Jak chyba większość dzieci rzeczywistość kreowaną przez reklamy bierze za prawdziwą.
– Chcę Lay’s max.- Mówi pewnego razu do swojej mamy.
– Nie kupię Ci chipsów, bo są niezdrowe.- Odpowiada mama.
– Nie chcę chipsów, tylko Lay’s max.
– Ale Lay’s max to chipsy i ich nie kupię, bo są niezdrowe.
– Ale chipsy są z ziemniaczków, a ziemniaczki są warzywem, więc są bardzo zdrowe. A papryczka też jest bardzo zdrowa.
Cechuje go pewien rodzaj swobody, takiej pewności siebie, którą widać po ruchach, gestach, sposobie mówienia czy działania i która nie jest zarozumiałością. Może ta jego swoboda, brak poczucia wstydu, brak krępacji jest pewnym rodzajem wolności, za jakim tęskni każdy niemalże człowiek, tęsknoty za niepodleganiem konwenansom, szczególnie tym sztucznym i głupim. Czy jest na świecie ktoś, kto nie chciałby choć raz w życiu zrobić to, na co ma ochotę, a nie tylko to, co powinien i to, co musi? Może takie są pozory, a może on po prostu taki jest, kto to może wiedzieć?
Imię ma, jak on sam wyjątkowe i wiąże się z nim ta oto historia.
Pewnego grudniowego poranka na świat przyszedł maleńki chłopiec. Tak maleńki, jak upominek bożonarodzeniowy.
Było bardzo zimno. Świat pokrywały płatki śniegu, które swobodnie, sennie wręcz opadały na zie-mię. Ludzie przygotowywali się do Świąt Bożego Narodzenia w pośpiechu robiąc zakupy, przygotowując prezenty dla bliskich, porządkując swoje mieszkania, przyrządzając świąteczne przysmaki. Zielone drzewka bożonarodzeniowe zalały ulice lśniące tysiącem światełek. Świat czekał na najpiękniejsze święta, a w pewnym szpitalu w niewielkim miasteczku, ku wielkiemu zdziwieniu wszystkich urodził się maleńki, słaby, chory chłopiec. Lekarze mówili o nim wcześniak, bo urodził się za wcześnie.
Jakież było przerażenie rodziców patrzących na maleńkie dzieciątko poprzypinane do różnych urządzeń medycznych. Jakiż niepokój o przyszłość chłopca pokrywał ich twarze. Jakaż trwoga spowodowana niepewnością ogarnęła ich serca. W ten magiczny czas, czas oczekiwania, czas nadziei, miłości i radości, wśród licznych uczuć, które im wówczas towarzyszyły ogarnął ich pewien rodzaj radości. Tak. Radości. Radości, że wreszcie mają swoje, ukochane, wyczekane maleństwo. Radości, że spełniło się ich marzenie o nieskończonej miłości do dziecka. Z ich radością i miłością nierozłączna była wiara. Wiara, że chłopiec wyzdrowieje. Wiara, że wszyscy będą mogli wrócić do domu.
Chłopiec był mały i słaby, ale rodzice, na przekór wszystkim przeciwnościom losu postanowili dać mu mocne imię. Takie, które będzie mu dawało siłę, bo przecież wiadomo, że imię jest znakiem. Nadali mu imię Wiktor, co oznacza zwycięzca, aby wyszedł zwycięsko z tej walki o życie.
Po bardzo trudnej, trzymiesięcznej walce Wiktorek zwyciężył i został wypisany ze szpitala. Odtąd wzrastał w kochającej i czułej rodzinie. Raz po raz pokonywał przeciwności losu, jakie zgotowało mu wcześniactwo. Był śliczny jak cherubinek: duże, niebieskie oczy, otoczone długimi, ciemnymi rzęsami wyróżniały się na jego pogodnej twarzy, na którą opadała burza brązowych loczków. Jego rodzice byli bardzo dumni, czasami nawet sami nie mogli uwierzyć, że spotkało ich tak wielkie szczęście. Kochali go miłością największą, jaką obdarzają rodzice swoje dzieci. Chłopiec rósł, rozwijał się w bezpiecznym dla siebie domu, z ludźmi, którzy kochali go nade wszystko.
Ich sielanka trwała kilka lat, aż do pewnego jesiennego dnia, kiedy to chłopiec poszedł do przedszkola. Tam okazało się, że Wiktorek ma poważne problemy z zachowaniem, wyglądało to nawet tak, jakby był źle wychowany. Nikogo nie chciał słuchać, myślał, że może robić to, na co ma ochotę i to robił. Wymyślał zabawy niebezpieczne dla siebie i innych, nie chciał się bawić z dziećmi, bił je, popychał, opluwał, uciekał, nie reagował nawet na własne imię. Trudno go było uspokoić, w wpadł w złość. Dużo czasu minęło zanim zaczął w jakikolwiek sposób funkcjonować w grupie.
Biedna matka każdego dnia dowiadywała się o różnych wyczynach swego synka i nie mogła w to uwierzyć. Miała wrażenie, jakby mówiono o zupełnie innym chłopcu. Ale jeżeli prawdą było, że jej synek trzaska drzwiami dla zabawy, oblewa dzieci sokiem, wchodzi na parapety, uderza w kaloryfery, bije, pluje, popycha to nasuwało się jej tylko jedno pytanie: Dlaczego?
W jej rodzinie nastała jesień. Wraz z opadającymi liśćmi z drzew opadła oślepiająca zasłona miłości i odkryła zdrowy rozsądek. Rodzice zaczęli szukać odpowiedzi na pytanie, co się stało, że nastąpiła tak ogromna zmiana zachowania? W domu wszystko było w porządku, ale w przedszkolu nie. Deszcz smutku zalał serca matki i ojca. W ciągu kilku tygodni ich idealny niemalże synek zmienił się w „małego potworka”. Jak to możliwe!?
Rozpoczął się znów czas niepewności, sprzecznych wewnętrznie uczuć, buntu i niepokoju. Trudne rozmowy, badania, spotkania z różnymi specjalistami, rozbieżne opinie i coraz większy mętlik w głowie matki, która potrafiłaby odeprzeć każdy argument sugerujący, że z jej ukochanym dzieckiem jest coś nie tak. Przecież przez kilka lat wraz z mężem walczyła, by ich syn było zdrowe! Przecież rozwijał się prawidłowo! Przecież niektórzy specjaliści mówią, że jest za wcześnie na diagnozę!
Ty wcale nie jesteś zaburzony, ty po prostu jesteś niegrzeczny – mówił jeden neurolog. Dajmy mu trochę czasu, on z tego wyrośnie – wyjaśniał pediatra. Może on jest indywidualistą – powiedział psychiatra. Matka oczywiście chciała słyszeć takie słowa, trzymała się ich jak mantry i za wszelką cenę chciała, by Wiktor był zdrowy, tyle przecież mu poświęciła. A może czegoś nie dopilnowała? Może coś przeoczyła, może zbagatelizowała zaślepiona miłością?
Spektrum autyzmu, a konkretnie- zespół Aspergera- brzmiała wreszcie diagnoza.
Ufff…. Ulga!!! Po dwóch latach niepewności, wahań, rozterek pewnego wiosennego dnia wszystko się skończyło. Nareszcie było wiadomo, co powoduje zmiany w zachowaniu. Przecież nieumiejęt-ność komunikacji międzyludzkiej, nieumiejętność wyrażania i odbierania uczuć i emocji, oraz związana z tym agresja była spowodowana zespołem Aspergera. Dziwny spokój ogarnął serce matki. Może nawet mały promyk nadziei czy ufności musnął je. Teraz wiedziała, że musi dowiedzieć się wszystkiego, czego można się dowiedzieć na temat tego dziwnego zaburzenia i zacząć działać. Już i tak stracili dużo czasu. Trzeba rozpocząć terapię! Tylko jaką? Czego potrzebuje dziecko z zespołem Aspergera? Gdzie udać się po pomoc?
Okazało się, że to tylko rodzic jest w całkowicie odpowiedzialny za swoje dziecko i to on decyduje o wszystkim. Musi wiedzieć jakie są rodzaje terapii i wybrać te, które są najwłaściwsze dla jego dziecka, no i musi mieć sporo pieniędzy, bo różne terapie są bardzo kosztowne. Taka jest rzeczywi-stość.
Oswajanie wroga, jakim był zespół Aspergera nie było łatwe, ale metodą prób i błędów oraz przy pomocy specjalistów i różnych innych mądrych osób udaje się pozyskiwać właściwe zachowania.
Świat autystyczny jest światem bardzo bogatym. Bogatym w szczegóły, obrazy, barwy, światła, cienie, bogatym w zapachy, bogatym w dźwięki, bogatym w doznania dotykowe. U różnych auty-styków doznania zmysłowe komponują się inaczej, ale u każdego z nich w sposób nieoczekiwany, zaskakujący, indywidualny. Czasami jeden dźwięk lub zwykła piosenka dla dzieci może wywołać niewyobrażalny strach powodujący zasłanianie uszu, zagłuszanie go poprzez krzyk, uciekanie, chowanie się. Wiktor bardzo nie lubił piosenki Stary niedźwiedź mocno śpi. Samo wypowiedzenie tytułu wywoływało w nim taki lęk, że zatykał uszy, a usłyszane przez niego pierwsze nuty melodii powodowały ucieczkę. Wyobraźcie sobie doznania chłopca, któremu dzieci na złość śpiewają lub nucą Stary niedźwiedź… i nie ma dokąd uciec. Co wtedy robi sam, zastraszony, nie mający w nikim oparcia? Oczywiście wpada w panikę, histerię, jakiś rodzaj szału. Rzuca tym, co ma akurat pod ręką, kopie i bije kogo popadnie, przeraźliwie krzyczy. Robi wszystko, co może by uwolnić się od tych budzących strach dźwięków.
Nie wszystkie lęki są nie do przezwyciężenia. U Wiktora strach przed tą piosenką trwał 2 lata, nad-szedł czas, że chłopiec sam sobie zrobił terapię i teraz może się już bawić z dziećmi w tą zabawę i robi to chętnie. Terapia polegała na tym, że dostał do zabawy, zupełnie przypadkiem odtwarzacz CD i płytę z piosenkami dla dzieci. Po pewnym czasie sam sobie zaczął włączać Stary niedźwiedź i słuchał jej bardzo uważnie. Po kilkakrotnym odsłuchaniu tej piosenki zaczął ją podśpiewywać. I już nie było strachu. Sukces. Jego życie składa się z wielu takich codziennych sukcesów, a może jest to chłopiec skazany na sukces?
Nieodłącznymi towarzyszami jego sukcesów są jego rodzice. Starają się być dla niego wsparciem w każdej sytuacji, czujnie go obserwując i stojąc na straży jego uczuć, zachowań i emocji, doradzając mu w sytuacjach kryzysowych. Jak niewymowna radość maluje się na ich twarzach, gdy ich synek pokonuje swoje słabości, mogą sobie wyobrazić tylko tacy rodzice, którzy borykają się z problemami zdrowotnymi swoich dzieci.
Z nieprzyjemnymi obrazami też nauczył się sobie radzić. Gdy widzi coś, co wywołuje w nim strach, np. nietoperze lub sowy, zamyka oczy i już nie ma strachu. Ale nie zawsze tak było, wcześniej wy-chodził z takiego pomieszczenia, gdzie było coś, czego się bał, albo chował się pod stół, czy biurko, zdarzało się, że niszczył budzące lęk obrazy.
Takie strachy czyhają na niego wszędzie, nigdy nie wiadomo, co wywoła atak paniki: przedszkolna dekoracja, sklepowa wystawa, sala zabaw, książka, gazeta, karta pracy. Przeciętny, neurotypowy dorosły powie, że to dziecko jakoś dziwnie się zachowuje albo, że jest źle wychowane, jeszcze ktoś podsumuje, że to jest wynik bezstresowego wychowania, czy też zadeklaruje: już ja bym sobie z nim porozmawiał inaczej!, ale nie zastanowi się dlaczego tak się dzieje?! Serce matki pęka z bólu, gdy jej dziecku dzieje się krzywda, ale chyba najtrudniej jest jej przełknąć gorycz niesprawiedliwości, jaka je spotyka. Na przekór wszystkiemu tym większą energię i siłę czerpie z krzywd jakich doznaje jej dziecko, by nieustannie o nie walczyć.
Obecnie Wiktor jest na etapie dostymulowywania miejsc w okolicy ust, co sprawia, że bardzo lubi się przytulać twarzą, a przede wszystkim lubi dawać buziaki. Znajomi dorośli mówią: jakie to słodkie, albo jaki on całuśny, słodziak i cieszą się myśląc, że jest to objaw sympatii, jaką ich obdarza. Trudno powiedzieć, czy faktycznie tak jest czy to tylko potrzeba stymulacji sensorycznej, czasami jego buziaki są zbyt silne i jakby mechaniczne. Dorośli mówią, że to urocze, ale dzieci nie chcą, by je przytulał i całował i bardzo trudno jest mu to wytłumaczyć.
Z dzieckiem takim, jak Wiktor na pewno nie można się nudzić. Najlepiej wiedzą o tym jego rodzice. Jest bardzo pomysłowy, z niemalże wszystkiego umie sobie zrobić, to, co lubi, np. układa cyfry i litery lub ulubione słowa z kredek, kamyków, nakrętek, źdźbeł trawy, kwiatków zerwanych na polanie, znalezionych gałązek itp. pod tym względem nie jest zbyt wymagający, to tak jakby z wszystkiego umiał sobie zrobić zabawki. I co najważniejsze potrafi cieszyć się bardzo małymi rzeczami. Tylko, że nie będzie się z nim nudził dorosły, dziecko najprawdopodobniej poszuka sobie innego towarzystwa. On niechętnie wpuszcza do swojego świata inne dzieci. Może z nimi biegać, skakać, bawić się krótko na placu zabaw, ale konstruktywnie lubi bawić się sam, wtedy nikt mu nie przeszkadza. I chyba nie ma nic złego w byciu samym, przyjemnie przecież jest czasem pobyć sa-memu ze sobą i swoimi myślami?
Wiele lat temu pewien młody mężczyzna dotknięty autyzmem zastanawiał się jak barwny cień – czyli osoba autystyczna (tak je nazywał) może stać się nietoperzem – czyli neurotypowym, w świecie nietoperzy skoro nietoperzem nie jest? Do pewnego stopnia jest to możliwe, przez różne terapie i ćwiczenia można wiele rzeczy się nauczyć, ale wiadomo, nie ma naturalnego wyczuwania niuansów, rozumienia aluzji czy metafor. Tutaj też pojawia się pytanie, czy należy za wszelką cenę wyzbywać się samego siebie, by stać się takim, jak wszyscy? Wiktor sam w sobie jest tak piękny i bogaty wewnętrznie, że można by się nad tym zastanowić czy musi dostosować się. Z drugiej strony okrutna rzeczywistość wymaga od ludzi takich jak on dopasowania się, w końcu muszą żyć w świecie nietoperzy. Tak naprawdę pewności nie ma która rzeczywistość jest lepsza lub prawdziwa?
Obserwując współczesny świat i człowieka w tym świecie można odnieść wrażenie, że ludzkość dość dużymi krokami zmierza ku autyzmowi. Z powodu nadmiaru obowiązków, ciągłego pośpiechu, pogoni za pieniądzem, człowiek nie ma czasu, by spotkać się z drugim człowiekiem. Komunikację ułatwiają różne rozwiązania techniczne, telefony, komórki, internet, ale to przecież nie to samo, co spotkanie z drugim człowiekiem. Z jednej strony rośnie popularność portali społecznościowych, ale to są tylko hasła, to nie jest rozmowa. Jakby każdy chciał być sam dla siebie, zdobywa nowe umiejętności, by umieć posługiwać się coraz nowszymi rozwiązaniami technicznymi i być niezależnym. Indywidualizm, nowoczesne, unikalne, niekonwencjonalne rozwiązania, nowatorstwo, to są cechy bardzo pożądane na współczesnym rynku pracy. Takimi cechami z pewnością możemy opisać większość osób autystycznych. Wideokonferencje, lajki na facebooku, wiadomości sms, to nie są rozmowy, nie ma tu spotkania z drugim człowiekiem. W takiej rzeczywistości z pewnością łatwiej jest się odnaleźć barwnym cieniom, to przecież bezpośredni kontakt z drugim człowiekiem sprawia im największą trudność. Ci ludzie mają piękne umysły, bardzo często genialne, więc może tym dzięki rozwiązaniom technicznym jest im łatwiej? Z pewnością przyczynili się do postępu cywilizacji. Każda niemalże dziedzina życia społecznego może pochwalić się osiągnięciami geniuszy ze spektrum autyzmu: literatura, malarstwo, nauka, technika, sport, polityka. Można tu przytoczyć kilka nazwisk znanych osób, którzy mieli objawy zespołu Aspergera: Albert Einstein, Isaac Newton, Thomas Jefferson.
Nasz bohater do złudzenia przypomina różnobarwnego motyla. Tyle w nim piękna, niewypowiedzianych emocji i uczuć, swobody i lekkości, że z całą pewnością można go tak nazwać. Może to właśnie jego bogactwo wewnętrzne przyczyni się w przyszłości do czegoś genialnego?